środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział Dwudziesty Pierwszy

Oczami Rose 
Przedzierające się przez konary światło, ocuciło mnie z głębokiej nieważkości. Nigdy nie wdychałam narkotyków, ale ten stan był dużo gorszy. Kolebka świata trzymająca mnie w rozbujanych objęciach, nie zważała na moje problemy żołądkowe i ewentualnie chorobę lokomocyjną. Liście się unosiły, szydząc z mojej ciężkości i otępiałości. Cały las zapadał się po to, by od nowa podnieść się do góry. Nic nie stało w miejscu. Każdy oddzielny element oderwany od całej układanki nie wspólpracując z innymi puzzlami, samoistnie gonił w obranym wyłącznie przez niego, a nie prawa logiki i grawitacji, kierunek. To nie tak miało być. Nie wszystko miało wyglądać tak, jak wygląda. Na niczym nie mogłam skupić wzroku. Nie dobiegały do mnie żadne dźwięki. Było pusto i głucho. Wyrwana ze mnie samotność przeplatała się z niepokojącą ciszą. Co tu u licha się dzieje?! Resztkami sił, jakie mi zostały, próbowałam się podnieść, jednak ból w skroniach nie pozwolił mi na najdrobniejszy ruch. Dotyk ciepłej dłoni Harrego wymazał napięcie, przywołując szczelny kokon bezpieczeństwa ale i on nie przetrwał długo. Zdezorientowana brakiem jakiejkolwiek nuty, chociażby najdrobniejszego szelestu, szeptu, czy oddechu, powoli, by uniknąć bólu, przeniosłam wzrok na zatroskaną twarz mojego kochanego. Smukłymi palcami gładził moje policzki, ocierając ją ze szpetnej krwi, która je zdobiła. Teraz chciałam tylko, by moje zdrętwiałe uszy ukoił melodyjny ton jego głosu. Serce zabiło mocniej gdy przeniosłam spojrzenie z nawet tutaj bijących ostrą zielenią oczu na układające się w pojedyncze wyrazy, usta. Tak. Tu naprawdę coś nie grało. Przerażona, otarłam czerwoną ciecz sączącą się z moich uszu. Śledziłam jego wargi.. On coś do mnie mówił, a ja tego nie słyszałam.. Byłam głucha.

Oczami Louisa 
Z ciężkim sercem, na początku wśród zabaw i wygłupów,a potem już w totalnym milczeniu wyczekiwaliśmy kochanej mordy naszego Harroldzika. Nerwowo przesuwałem wzrokiem to na drzwi, to znów na chłopaków, oczekując jakiejś inicjatywy, pomysłu, który mógłby coś zmienić. Zegar z kukułką wybił właśnie kolejną godzinę naszego nie mającego sensu, czekania. Już miałem dość tych smętnych ponurych twarzy naszego zespołu czekającego na coś nie możliwego czyli przyjście Harrego. Cykanie zegara stało się męczące, z lekka wkurzające. Zdegustowany tym wszystkim co dzieje się w naszym wspólnym życiu od ponad dwóch tygodni, nie zamierzałem tak łatwo poddać się losowi i przyjąć jego zapewne nieciekawą ofertę, bez możliwości wymienienia, czy chociaż gwarancji. Wstałem i z pełnym urazu głosem, zwróciłem się do przyjaciół-  Macie zamiar resztę swojego życia siedzieć tu bezczynnie i zaspanym wzrokiem patrzeć w sufit nie robiąc nic co miałoby na celu pomóc naszemu loczkowi?! - Nie denerwuj się tak- zaczął Zayn- Harry nie jest małym chłopcem, da radę trafić do domu. Nie wychodził już od dłuższego czasu, może stara się uzupełnić płuca świeżym powietrzem? -Może po prostu chce sobie to wszystko przemyśleć?! Porządnie poukładać, a jak akurat znajdzie swój zakurzony, jakiś czas nie używany rozsądek i pójdzie po rozum do głowy? Wtrącił się Liam- Niee, przerwałem im wszystkim. -Przyjaciele powinni sobie pomagać, tak? A wy w żadnym wypadku nie staracie się pomyśleć o nim z innej perspektywy. Nie oszukujmy się. Harry od tej sprawy z głupią dziewuchą stał się inny, jakby ta woda wypłukała mu mądrość z jego i tak czasem pustego łepka. Chyba ślepi nie jesteście i dawno zauważyliście zmianę jaka w nim zaistniała. Trudno jest raczej przeoczyć jego zawodzący płacz i biało- czarny pogląd na życie. Nie myślcie, że taki nastrój tak łatwo od człowieka odchodzi .. Nie wpadliście na to, że pod pretekstem zażegnania wszystkich wspomnieć nad tym darzącym przez niego sentymentem jeziorze, może zakopać wspomnienia także o nas? Chociaż raz nie przemknęło wam przez myśl, że on możee chcieć się zabić?!- wywrzeszczałem na jednym wdechu. Zapadła trupia cisza. Nawet jeden słaby oddech nie majaczył mdławym szeptem, bo każdy z nas niemiłosiernie długo, wstrzymywał powietrze w płucach. - Louis ma rację- poparł mnie Niall- Nie wiemy co Styles teraz robi, nie odbiera od nas telefonów, nie wiemy też jakie głupie pomysły mogły zarodzić się mu w tych pokręconych loczkach. Przerwał i już bardziej pewnym siebie, głodem powiedział- Chłopaki, on nas potrzebuje.

~.~

No i jest rozdział dwudziesty pierwszy xd Nie wiem czy w ogóle pamiętacie coś z poprzednich ale mam nadzieję, że sobie przypomnicie ; )) Jak spędzacie wakacje? Siedzicie na tyłku czy macie coś ciekawszego do roboty? ;p Ja jestem nad morzem i na szczęście mam wifi!! Więc mogę kontynuować pisanie blogu ;d No to przesyłam wam pozdrowienia i miłego wolnego .. ;*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz